niedziela, 23 października 2011

Jesteś moją siostrą

Twórczość Antony and the Johnsons dotyka mnie magią.
Melancholijna muzyka (dla niektórych dołująca), charyzmatyczny wokalista uroczy w swej odmienności.
Nostalgiczne teksty o poszukiwaniu siebie, w których Antosia przekazuje swoje rozdarcie między pierwiastkiem męskim, a żeńskim - co też przejawia się w jego wyglądzie, którym zaskakuje. Usłyszeć ich na żywo - marzenie.

I nagle wiadomość. Nova Scena przy Teatrze Roma wystawia spektakl oparty o piosenki Antony and the Johnsons (reż. Dariusz Siastacz). Co więcej - piosenki mają być śpiewane po polsku przez dwóch braci - aktorów (Paweł i Piotr Kamińscy).


Będzię hardkor - pomyślałam. Nie da się skopiować Antosi. Na pewno wyłożą się muzycznie. A do tego spektakl ma być o tym, że w jednym człowieku tkwi pierwiastek męski i żeński, które poszukują się nawzajem. Na bank po scenie będą paradować przerysowani transwestyci.

No i poszłam.

Pusta scena.
Na podwyższeniu trzy muzyczki w strojnych sukniach z makijażami a'la maski weneckie.
"Czyli miałam rację. Będzie przepych, szał strojów, nadrabianie obrazem" - pomyślałam.

I nagle na scenę wkracza dwóch aktorów. Jeden w białej, drugi w czarnej koszuli. W kontrze do zespołu - bardzo ascetycznie, boso, bez rekwizytów.
Podobni do siebie (w końcu bracia).
Jak jedna osoba w dwóch odsłonach.



Tańczą.
Widzę każdy tańczący ich mięsień, świadome ciała, pulsujące ruchy, świetną grę niedotykających się niemal ciał.
Choreografia urzekająca współistnienie w tańcu lub walka męskiego i żeńskiego pierwiastka.
Rozdwojenia świadomości, uczuć, przekonań, które to rozdwojenie w mniejszym lub większym stopniu tkwi w każdym człowieku.
Takie rozdwojenie może przyjmować różne formy, nie tylko męskie i żeńskie -  ale dobro i zło, serce i rozum, stateczność i szaleństwo.

Widziałam na scenie człowieka, który odkrywa siebie, dziwi się sobie sobie, walczy z wewnętrznymi namiętnościami, ginie pod nimi, a potem odradza się i pędzi za marzeniami.

Pod względem muzycznym było poprawnie. Był obój, akordeon i wiolonczela. Zabrakło mi fortepianu - w końcu to podstawowy instrument Antony'ego. Magii głosu i głębi muzyki Antony'ego nikt nie powieli i na to byłam przygotowana, choć głosy aktorów mocne, dziewczyny grały też OK. Jednak co oryginał to oryginał.

Za jedno mam mały żal - do repertuaru nie wciągnęli mojego ulubionego "Fistfull of love".

Zakończyło się jednak pozytywnie, wyśpiewanymi słowami z piosenki "You are my sister":
"May all of your dreams come true
I want this for you
They're gonna come true".
(oczywiście po polsku)

I niech tak będzie. Amen:)

A czy warto pójść? Tak, warto!:) Był bis i oklaski na stojąco.
O ile sztuka była na poważnie, to bis z humorem i podskokami w dziecięcym, radosnym stylu.

Na koniec "Jesteś moją siostrą" w wersji oryginalnej,





piątek, 21 października 2011

Odkryłam Kúrę

Dziś znalazłam Kurę, prosto ze Skandynawii.
Plumka elektronicznie od rana.
Wystarczyło kilka dźwięków, a już wiedziałam, że to gdzieś z rejonów The Knife Kura ta pochodzi.
Google niewiele mówią. Więcej profil na Facebook, czy Myspace.

Kúra to elektroniczny projekt prosto z Rejkjawiku. Syntezatory i przyjemny wokal. Nazywam to elektroniką kameralną. Ascetyczna głębia. Idealna do kawy lub wina.

Świeżynka nagrała na razie cztery utwory (plus ich remixy).
Na początku przyszłego roku wychodzi płyta.
Nie jestem ekspertem od muzyki elektronicznej, ale ta Kura naprawdę daje radę.

The Knife olewa świat koncertowo, to może Kúra zawita do Polandii.
I zmusiła mnie do reaktywacji bloga.

A oto utwór, dzięki któremu zapoznałam się dziś z Kúrą: